czwartek, 18 maja 2017

Heeeey!

Nie wiem czy ktoś jeszcze tutaj zagląda, ale chciałabym zaprosić Was na moje nowe opowiadanie 


Opis: Dwudziestodwuletnia Grace Forest ma kochającą rodzinę, wspaniałych przyjaciół, dobrą pracę, ale jednego w jej życiu brakuje. Brakuje miłości, mimo, że tego nie ukazuje, w głębi serca zazdrości swoim znajomym idealnych związków.

Werka :)

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 8

Rozdział 8

 W pomieszczeniu zapanowała nagle cisza, spojrzenia wszystkich spoczęły na mnie, a ja lekko się speszyłam, ale nie ukazałam tego na całe szczęście. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, a kiedy moje oczy zauważyły kanapę postanowiłam od razu usiąść na nią mówiąc do Paul'a oraz piątki osób, żeby sobie nie przeszkadzali. Siadając na kanapie z torby wyciągnęłam moje białe słuchawki, a następnie podłączyłam je do I pada i włożyłam je na uszy puszczając niezbyt głośno Nelly - Hey Porsche. Przez całą piosenkę czułam ich spojrzenia na mnie, chcąc o tym nie myśleć z torby wyjęłam zeszyt od matematyki, książkę oraz piórnik. Na stoliku przede mną położyłam wcześniej wyjęte przedmioty po czym otworzyłam zeszyt szukając co mam zadane, po czym zrobiłam to samo w podręczniku. Kiedy mój wzrok na trafił na trzy strony zadań z moich ust wyleciało jęknięcie. Lubię matematykę, ale to już chyba przesada. Nie uda mi się tego zrobić do jutra. Po odsłuchaniu piętnastu piosenek w końcu udało mi się zakończyć jakże piękną matematykę. Chowając książki do torby moje oczy napotkały zamkniętego białego laptopa firmy Apple. Z  zainteresowaniem wyciągnęłam z uszu słuchawki, a następnie podniosłam się i ruszyłam do biurka.
 - Paul? - wypowiedziałam spoglądając na mężczyznę.
- Tak? - zapytał przerywając rozmowę z zespołem.
- Mogę na chwilę pożyczyć laptopa? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Jasne, trzymaj - odpowiedział podając mi przedmiot.
- Dzięki - odparłam po czym wróciłam na swoje poprzednie miejsce.
 Siadając ułożyłam na swoich kolanach urządzenie, a następnie podniosłam ekran i włączyłam go. Po niecałej minucie ukazał mi się ekran startowy Windowsa. Włączając przeglądarkę Google Chrome od razu wpisałam adres facebook, a następnie zalogowałam się na swój profil. Nie sprawdzając jeszcze fb postanowiłam otworzyć nową kartę po czym wpisałam adres twitter'a i zalogowałam się. Chwilę później weszłam w interakcje, a tam moim oczom ukazał się widok wyzwisk lecących w moją stronę od Emmy i jej paczki plastików. Szczerze to miałam to gdzieś, nie obchodziło mnie zdanie nic nie wartych ludzi, a zwłaszcza takich, którzy nie mają mózgu w głowie. Nawet nie komentując tego wylogowałam się, a następnie pisałam nowy adres strony z ploteczkami. Jak każda normalna dziewczyna mam swoich idoli, którymi byli Adam Lambert, Flo Rida, Rihanna, Shakira itp osoby. W pewnej chwili moim oczom ukazał się artykuł o zespole, który siedział przy biurku i rozmawiał z moim przyszłym wujkiem.
 - Wyciekł nowy teledysk zespołu One Direction - Live While We're Young! - przeczytałam na głos.
- Co? - krzyk sześciorga osób rozniósł się w całym pomieszczeniu, przez co musiałam zatkać sobie uszy.
Nawet nie wiem kiedy, a osobniki płci przeciwnej znaleźli się przy mnie i zaczęli wyrywać sobie laptopa. Nie wiedząc co robić szybko wydostałam się stamtąd po czym usiadłam na miejscu Paul'a. Po kilku minutach do pomieszczenia wpadło kilka nieznanych mi osób.
 - Paul nie uwierzysz wyciekł teledy... czekaj ty nie jesteś Paul'em, gdzie jest Paul?! - kolejne krzyki rozniosły się po pomieszczeniu.
 Chaos dosłownie chaos zapanował w biurze Higgins'a chcąc ciszy wykrzyknęłam na cały głos.
 - Zamknijcie się! - dosłownie sekundę później wszyscy zamilkli - Tak wiemy, że teledysk wyciekł, ale nic już nie da się z tym zrobić, trzeba poszukać sprawcy, a nie będziecie tutaj siedzieć i nic nie robić, do roboty zrozumieliście!
- Tak jest! - zasalutowali mi, a następnie wyszli i ruszyli do swoich obowiązków.
- Wow, gdyby nie to, że już nie długo będę twoim wujkiem z chęciom bym Cię zatrudnił - słowa Paul'a wydobyły się chwilę po wyjściu grupki osób.
- Wujkiem? - zapytał zespół.
- Tak - odpowiedziałam sucho.
- Jak to? - dopytywał się szatyn o niebieskich oczach.
- Wychodzi za moją ciocię? - zapytałam retorycznie.
- Ale ty jesteś głupi Louis przecież to oczywiste Alex jest bardzo podobna do Melanii, a w ogóle mówił nam to jak Alex spała wtedy kiedy zapomniał dokumentów - mruknął najbardziej ogarnięty z nich wszystkich.
- Co? Widzieliście mnie jak spałam! - krzyknęłam.
- Tak, ale nie mój żaby słodko wyszłaś normalnie jak cukierek - rzucił blondyn, przez co wszyscy zaczęli się śmiać.


---
Hej!!!!!!!!!! Powracam po dwóch miesiącach, mam nadzieję, że jeszcze jest ktoś kto czyta moje wypociny. Rozdział według mnie jest bezsensu, a tak w ogóle to pokręciłam coś i wyszło na to, że dopiero wyszedł teledysk LWWY. To wszystko jak na razie. Enjoy! <3

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 7

Rozdział 7

 Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Właśnie siedzę w pokoju dyrektora, a obok mnie zasiada Paul, który przyjechał tutaj ponieważ Melanii jest obecnie w Nowym Jorku. Pewnie zastanawiacie się dlaczego tutaj siedzę, to proste przez bójkę z Emmą. 

*Retrospekcja*

Wychodząc ze stołówki po zjedzonym posiłku udałam się do toalety, w której załatwiłam swoje potrzeby, a następnie umyłam ręce i wyszłam na korytarz. Chwilę później zaczepiła mnie Emma ze swoimi przyjaciółkami.
- Masz się odczepić od Brada i reszty drużyny słyszysz - jad słychać było w głosie blondynki.
- Bo co? - pytam krótko patrząc na nią.
- Inaczej mnie popamiętasz - rzuca prostując się.
- Umiesz tylko mówić, wybacz ale nie boję się takich szmat - mówię z rosnącym uśmiechem patrząc na nią jak się denerwuje.
- Suka, sierota, nie masz rodziców pewnie się ciebie pozbyli, nie dziwię się nawet - szepcze, a następnie odczuwam ból w prawym policzku.
Zdenerwowana i wkurwiona zaciskam prawą rękę w pięść, a następnie uderzam ją z prawego sierpowego. Nie wiem ile minęło od naszych ciosów, ale naszą walkę przerywają nauczyciele, którzy zostali zaalarmowani grupą przekrzykujących się uczniów. Spoglądając na dziewczynę zauważam rozciętą brew oraz krew lecącą z nosa. Nadal odczuwając adrenalinę czuję szarpnięcie wykonane przez nauczyciela historii, który zaprowadza nas do pokoju dyrektora. Chwilę później siedzimy pod czujnym okiem sekretarki, która zaalarmowała już higienistkę szkolną opatrywała nasze rany.
- Panna Shay zapraszam do gabinetu - głos dyrektora wybudza mnie z zamyślenia.
Wstaję po czym ruszam do pokoju.

*Koniec retrospekcji*

 I tak oto właśnie siedzę. Po wysłuchaniu mojego punktu widzenia dyrektor zawiadomił moją prawną opiekunkę, która przekazała panu Patric'owi, że obecnie znajduje się na innym kontynencie i nie ma jak przyjechać. Wtedy mężczyzna zapytał się czy ktokolwiek mógłby mnie odebrać, a moja ciotka od razu podała nr telefonu do swojego narzeczonego, który rzucił wszystko i przyjechał do mojej szkoły.
 - Mógłby mi pan powiedzieć dlaczego Alexis tutaj siedzi poobijana? - pyta Paul chcąc się dowiedzieć wszystkiego na temat mojego pobytu w tym pomieszczeniu z poobijaną twarzą.
- Otóż panna Shay wraz z panną Cook pobiły się i teraz czekają na karę - mówi opanowanym głosem mężczyzna.
- To ona zaczęła - wyrzucam.
- Masz na to dowody? - zwraca się w moją stronę na co ja uśmiecham się.
- Tak, szkolny monitoring - odpowiadam, a na twarzy dyrektora ukazuje się zdziwienie.
- Rzeczywiście, przepraszam na chwilę - rzuca, a następnie wychodzi z gabinetu.
 Długo nie siedzimy w ciszy, ponieważ Paul odzywa się.
 - Nie wyglądasz tak źle, ale radzę ci to później zakryć chyba, że chcesz pokazać się tak w biurze - mówi, a ja kieruję na niego mój wzrok.
- Jak to? - pytam.
- Zabieram Cię do studia, ponieważ wyskoczyłem tak nagle i muszę tam jak najszybciej wrócić, a na odwiezienie Cię nie mamy czasu  - odpowiada, a chwilę później do pomieszczenia wchodzi dyrektor. 
- Mam tutaj nagranie już je włączam i w trójkę obejrzymy ten materiał - oznajmia nam wkładając płytę do włączonego laptopa.

 Minęło kilka minut, a w pomieszczeniu panuje przytłaczająca cisza.
 - Nie powinienem tego mówić, ale masz dobre wyczucie prawego sierpowego. Na teraz to wszystko możecie wyjść, a pannę Cook odpowiednio ukażę, a co do twojej kary Shay to najbliższy tydzień spędzisz w kozie - zdziwienie jakie wywarły na mnie początkowe słowa dyrektora jest wielkie, że nawet nie wiem kiedy znajdujemy się w samochodzie.
 Przez całą drogę siedzimy w ciszy, a kiedy tylko znajdujemy się na parkingu, mężczyzna kładzie mi rękę na ramieniu i udajemy się do głównego wejścia. Schylając głowę oraz zasłaniając sobie twarz tak, aby nikt nie zrobił mi zdjęcia wchodzimy do budynku studia. Paul tłumaczy mi drogę do łazienki, a następnie mówi mi gdzie mam się następnie udać. Z torbą w ręku udaję się do mojego zbawienia, którym jest zwyczajna damska łazienka. W pomieszczeniu przemywam kilka razy twarz, a następnie wycieram ją chusteczkami po czym maluję ją podkładem, który wszystko tuszuje. Spoglądając uważnie w lustro dziękuję temu kto wynalazł kosmetyki, ponieważ na mojej twarzy nie można dostrzec żadnego śladu po bójce. Po umyciu rąk udaję się do windy, która wiezie mnie na 4 piętro, a następnie udaję się za wskazówkami Paula do jednego z pokoi na tym piętrze. Pukając lekko zaczekałam aż usłyszę proszę, a następnie weszłam do środka.


~*~
Jej!
Napisałam!
Nie przeciągam!
Komentujcie!
Werka <3

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

 Kolejne dni mijały bardzo szybko, nic szczególnego się nie działo. W szkole jest grupka ludzi, którzy wręcz mnie nie cierpią, a wchodzą w nią plastiki. Dobry kontakt mam z Bradem szkolnym futbolistom, tak naprawdę to chłopak jest bardzo miły i przystojny, ale co najwyżej moglibyśmy być tylko przyjaciółmi.
 W domu nic się nie zmieniło, oprócz tego, że Paul wyjechał na kilka dni do USA z zespołem. Nie wiem czy pisałam już o tym, ale mężczyzna jest ochroniarzem i managerem ochrony i tras jakiegoś zespołu. Paul wspominał coś o nich, ale tak naprawdę to wszystko co wlatywało do jednego ucha od razu wylatywało drugim. Z tego co udało mi się zapamiętać jest ich piątka i zapoczątkowali w jakimś muzycznym programie.
 Moja ciocia, która jest projektantką bardzo rzadko kiedy siedzi w domu. Tak naprawdę to w pracy spędza jak najwięcej czasu, ale tylko pod nieobecność swojego narzeczonego. Gdy ten jest w domu, to Melanii spędza w nim cały czas po to by pobyć ze swoim ukochanym. Mam nadzieję, że to niedługo się zmieni, bardzo bym chciała, aby ciotka poświęciła mi chociaż chwilę.
 Lekcje dzisiaj mijają mi zaskakująco wolno, nauczyciele, którzy dotychczas byli mili postanowili się na nas uwziąć i co lekcję mamy to samo. Kartkówki i jeszcze raz kartkówki. Oszaleć można już od tego pisania. Nikt nawet nie wie co się stało, nauczyciele chodzą wkurzeni i nic nie mówią. Od Scott'a dowiedziałam się, że to wszystko przez spotkanie z dyrektorem, które odbyło się dzisiaj rano przed lekcjami.
 Na moje szczęście właśnie rozdzwonił się dzwonek, który oznajmił nam, że zaczął się lunch. Trochę szczęśliwsza spakowałam wszystkie swoje rzeczy do torby, a następnie ruszyłam do wyjścia za grupką osób. Wychodząc na korytarz od razu udałam się do mojej szafki, do której odłożyłam moją torbę i wzięłam tylko telefon oraz kasę, którą zaraz schowałam do kieszeni czarnych spodni. Następnie ruszam już prawie pustym korytarzem do stołówki szkolnej mieszczącej się na pierwszym piętrze. Wchodząc do pomieszczenia od razu można zauważyć wielki gwar jaki panuje oraz ludzi stojących w kolejce przy kucharkach szkolnych.
 - Alexis! - krzyk Brada roznosi się po całej stołówce, a w pomieszczeniu nagle robi się cicho.
 Rozglądam się w poszukiwaniu mojego znajomego, a kiedy go odnajduję od razu ruszam w jego stronę z szerokim uśmiechem na ustach. Razem z moimi krokami czuję coraz więcej spojrzeń rzucanych w moją stronę, najwięcej jest z złości oraz z czystej ciekawości. W końcu po co najlepsze ciacho w szkole mogłoby wołać jakąś nową uczennicę? Przystając przed chłopakiem uśmiecham się, a brunet przytula się do mnie na przywitanie, a następnie całuje w głowę pytając co u mnie.
 - Nic się nie zmieniło - odpowiadam uprzejmie.
- Siadaj do Nas - rzuca Brad odsuwając się ode mnie.
- Zaraz, tylko pójdę po coś do zjedzenia - uśmiecham się wypowiadając te słowa.
- Nie musisz już ci przyniosłem - spoglądam na niego nie pewnie, a następnie mój wzrok kieruję na stolik, na którym leżą dwie zapełnione tace przy których nikt nie siedzi.
- Dziękuję, nie musiałem - mówię całując go w policzek na co chłopak szczerzy się do mnie po czym siadamy na wolnych miejscach.
- Chłopacy to moja przyjaciółka Alexis, Alex to moi znajomi z drużyny i mój brat, którego już poznałaś - brunet przedstawia mnie, a następnie mówi kto jest kim.
 Z moją pamięcią udało mi się jedynie zapamiętać, że najlepszym przyjacielem Brada jest Tom i Chris, reszty niestety nie udało mi się spamiętać. W połowie lunchu do naszego stoliku dochodzi kapitanka cheerleaderek z dwójką dziewczyn. Wszystkie trzy wrogo patrzą się na mnie.
 - A co to za szmata? - pytanie wypływa z ust Emmy, która patrzy na mnie jakby chciała mnie zabić.
- Szmatą to ty siebie możesz nazywać - mówię wstając z krzesła tak aby spojrzeć jej prosto w oczy.
- Och wiesz kim ja jestem? - kolejne pytanie zadaje mi blondynka.
- Z tego co ludzie mówią w szkole to kapitanka cheerleaderek, zakochana po uszy w Bradzie oraz dziwka, która dała dupy połowie szkoły oraz córeczka bankowca - odpowiadam patrząc na nią z dołu, nie jestem aż taka niska, ale 163 cm do jej prawdopodobnie 175 w szpilkach daje mi odczuć, że jestem malutka.
- Widzę, że nieźle zostałaś poinformowana, ale chyba nikt ci nie mówił, żebyś na mnie uważała co?
- Emma daj jej spokój i lepiej stąd idź - naszą wymianę przerywa Brad, który odciąga mnie od tej zołzy.
- Brad kochanie czemu pozwoliłeś, aby taka dziwka usiadła przy naszym stoliku? - blondynka przybliża się do chłopaka, który zniesmaczony na nią patrzy.
- Cholera, Em z tego co wiem to dziwką jesteś tu tylko ty, a Alex usiadła przy stoliku drużyny futbolowej, bo ją o to poprosiłem i jakbyś chciała wiedzieć to jest to moja przyjaciółka więc wyrażaj się z szacunkiem do niej słyszysz? - brązowowłosy przybliża się do niej, a to potulnie kiwa głową i odchodzi mówiąc, że jeszcze ją popamiętam.

-*-
 W zakładce bohaterowie dodałam dwie nowe postaci! :)
Przepraszam, że tak długo, ale nie miałam czasu!
Komentujcie!
Werka <3

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 5

Rozdział 5

 Cały dzień dłużył mi się strasznie, kilka osób próbowało ze mną porozmawiać, ale nie chciałam, od razu ich zbywałam. Nie mam zamiaru z nimi rozmawiać, ani się zaprzyjaźniać, w końcu i tak stąd wyjadę. Nie chcę tutaj być, wolę wrócić do Madrytu, do mojego domu, prawdziwego, a nie tego tutaj nowego, który nigdy nie zastąpi go. Po skończeniu lekcji na parkingu czekała na mnie ciocia Melanii, która odwiozła mnie do domu, a następnie wróciła do pracy. Tak naprawdę nie rozumiem czemu po mnie przyjeżdżała, w końcu mogłam wrócić autobusem bądź tez pieszo. Wchodząc do willi od razu skierowałam się do kuchni gdzie zrobiłam szybko spaghetti z sosem meksykańskim na obiad. Od zawsze uwielbiałam tą potrawę, moja mama robiła ją co wtorek, ale za każdym razem dodawała inny sos. Makaron mojego taty był najlepszy, ale już nigdy go nie spróbuję ponieważ moich rodziców nie ma i nie będzie wśród mnie. Zostaną tylko w wspomnieniach i w moim sercu, zawsze uśmiechnięci, pełni życia.
 Od dzisiaj w szkole będę uchodzić za cichą, nieśmiałą osobę, ale oni mnie nie znają, nie wiedzą o mnie nic. Nie wiedzą, że straciłam rodziców, przyjaciółkę i chłopaka. Nie wiedzą jak ja cierpię, może nie ukazuję tego, ale czuję ogromny ból, w moich oczach idzie wyczytać go, ale również łatwo mogę zatuszować wszystkie uczucia. Ktoś kiedyś powiedział, że oczy są zwierciadłem duszy. Zgadzam się z tym, moja rodzicielka wszystko umiała wyczytać z moich brązowych tęczówek. Były dla niej otwartą księgą.
  Wszyscy mówili, że jesteśmy bardzo podobne do siebie, że jesteśmy jak dwie krople wody, często patrząc w lustro widziałam ją. Tęsknię za nią, ale to nie jest najważniejsze, najgorsze jest to, że moja mama była w ciąży. W piątym miesiącu, nic po niej nie było widać, kilka dni przed wypadkiem razem z tatą dowiedzieli się, że to będzie chłopczyk. Tak się cieszyli, nikt o tym nie wiedział oprócz mnie. W jednym momencie straciłam wszystko, a kolejnego dnia dostałam nowy dom, ciotkę i jej narzeczonego, ale czy ja tego chciałam? Nie.


 Siadając na kanapie w salonie włączyłam telewizor na program muzyczny gdzie leciały najnowsze hity. Słuchając Skyscraper położyłam się na boku tak, aby było mi wygodnie. Chwilę później moje oczy zamknęły się, a ja wpadłam w sidła Morfeusza.

 *Oczami Liam'a*

 Jedziemy właśnie za samochodem Paul'a do jego domu po dokumenty, które mężczyzna zapomniał wziąć ze sobą.
 - Jak myślicie, czemu Paul zapomniał o dokumentach? - zapytał nas zawsze ciekawski Harry.
- Stawiam dychę, że to przez Melanii - odezwał się Louis.
- Wątpię, pewnie to przez to, że nie zjadł śniadania - rzuca Niall, a my wszyscy spoglądamy na niego jak na idiotę.
- Serio Niall? Coś sądzę, że to przez niewyspanie - proponuje Zayn.
- Mówię Wam, że to nic tym co powiedzieliście, zakład? - pytam, mówiąc swoją propozycję.
- Zakład - odpowiadając wszyscy.
 Chwilę później zatrzymujemy się na posesji menager'a, a następnie wysiadamy z samochodu i udajemy się za Paul'em do środka willi. Wchodząc można usłyszeć kawałek piosenki Linkin Park - Numb. Zdziwieni spojrzeliśmy na mężczyznę, ale on nic sobie z tego nie zrobił.
 - Idźcie do salonu ja zaraz wrócę - mówi, a następnie udaje się do swojego gabinetu, a my idziemy do pomieszczenia inaczej zwanego salonem. Wchodząc nikogo nie zauważamy przez co Lou zrobił się podejrzliwy. Nawet nie wiem kiedy stał nad kanapą i dziwnie na nią spoglądał.
 - Louis co ty robisz? - pytam patrząc na niego uważnie.
- Cii - odpowiada kładąc jeden palec na ustach.
 Zdziwiony podchodzę do niego, a moim oczom ukazuje się nastoletnia dziewczyna, która sobie smacznie śpi na prawym boku. Chwilę później Zayn, Hazz i Niall stoją przy nas i również patrzą na nastolatkę.
 - Kto to? - pyta nam się Horan.
- Nie wiem - odpowiadam cicho.
- Chłopaki znalazłem - głośny głos Paul'a rozchodzi się po willi.
- Cii - uciszamy go wszyscy w tym samym momencie.
- Co jest? - pyta wchodząc do salonu, a my głowami wskazujemy na kanapę.
 Mężczyzna nie wiedząc o co nam chodzi postanawia podejść do Nas, a następnie spogląda na wersalkę, na której nadal śpi brązowowłosa.
 - Och, Alexis jak ona słodko śpi - szepcze patrząc na nią.
- Kto to? - pytam.
- Siostrzenica Melanii, dobra chłopcy nie budźmy jej, chodźcie musimy uzupełnić dokumenty - oznajmia nam mężczyzna, po czym rusza do drzwi, a my podążamy za nim.

-*-*-

 Wow, dwa rozdziały na dwa różne blogi, wow :)
Nie zanudzam! 
Komentujcie!
Werka <3

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 4

Rozdział 4

 Na drugi dzień markotna wchodzę do kuchni i od razu zasiadam na krześle. Gdyby nie to, że ciotka kazała mi wcześnie wstać to nadal byłabym w objęciach morfeusza, ale mówi się trudno i idzie się dalej. Kładąc głowę na stole próbuję usnąć, ale moje plany krzyżuje mi Paul.
 - Hej Alexis - mówi mężczyzna wchodząc do kuchni.
- Hej - odpowiadam z chrypką w głosie.
- Proszę tutaj śniadanie - głos Melanii wydobywa się po krótkiej chwili, a moja głowa podnosi się.
- Dobra ciociu powiedz mi o co chodzi, bo wiesz nie uśmiecha mi się wstawać tak wcześnie w sobotę - mówię wpatrując się w kobietę, która zasiada przy stole.
- Od poniedziałku idziesz do szkoły - rzuca bez ogródek.
- Po co? - pytam krótko.
- Jak wiesz, nie masz jeszcze ukończonych osiemnastu lat, a do końca roku szkolnego pozostały 3 miesiące więc jakby to powiedzieć. Znalazłam Ci szkołę - odpowiada z uśmiechem na ustach.
 Burknęłam tylko, że nie chcę, a następnie udałam się do swojego pokoju i poszłam dalej spać.

 Poniedziałek znienawidzony nie tylko przeze mnie, ale również przez wszystkich uczniów, który rozpoczyna tydzień ciężkiej pracy. Pracy bądź też szkoły. Z moich obliczeń wynika, że za 30 minut muszę być w szkole, do której nie mam zamiaru chodzić.
 - Alexis za pięć minut przy samochodzie, podwiozę Cię - do kuchni wchodzi Paul i oznajmia mi, że niedługo będę musiała iść do więzienia.
- Muszę? - pytam.
- Tak - opowiada na co moja głowa opada na stół.
 Kilka minut później siedziałam na miejscu pasażera w Range Roverze kierując się do mojej nowej i już znienawidzonej przeze mnie szkoły. Po 20 minutach samochód zatrzymał się przed trzypiętrowym budynkiem. Powolnymi ruchami wysiadłam z auta uprzednio żegnając się z mężczyzną i razem z torbą na ramię udałam się do szkoły. Idąc chodnikiem czułam na swoim ciele zaciekawione spojrzenia wszystkich, którzy znaleźli się przed budynkiem. Nie przejmując się spojrzeniami moja głowa podniosła się nieznacznie. Wchodząc do środka szkoły moje oczy rozejrzały się przez co na końcu korytarza znalazłam tabliczkę z napisem 'Sekretariat'. Pewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Razem z dzwonkiem zapukałam do brązowych drzwi i nie czekając na pozwolenie weszłam do środka.
 - Dzień dobry, nazywam się Alexis Shay - przywitałam się spoglądając na kobietę za biurkiem.
- Dzień dobry, zaraz podam Ci plan oraz kluczyk od szafki i mapkę szkoły tak, abyś się nie zgubiła, a następnie zaprowadzę Cię do twojej nowej klasy - przywitała mnie szukając czegoś w czarnych segregatorach.
 Chwilę później kobieta wytłumaczyła mi wszystko, a następnie udałyśmy się do sali nr 25, w której mieści się moja nowa klasa, klasa 2c. Kobieta zapukała lekko do drzwi, usłyszawszy donośne "proszę" weszłyśmy do kremowej sali.
 - Dzień dobry - przywitałyśmy się z nauczycielem ruszając do jego biurka.
- Dzień dobry - odpowiedział mężczyzna po chwili konwersując z sekretarką na mój temat.
 Po 5 minutach stania, kobieta wyszła, a ja w tym czasie rozglądałam się po klasie, w której zauważyłam jedną wolną ławkę na końcu przy oknie.
- Alexis, ja jestem Tom Bringer i będę od dzisiaj uczył Cię matematyki, jeśli możesz to przedstaw się klasie - ciszę przerwał dość wysoki mężczyzna z okularami na nosie.
- Alexis Shay, urodziłam i wychowałam się w Madrycie, mam niespełna 18 lat. Mogę usiąść? - powiedziałam odwracając się na koniec do nauczyciela.
- Tak pewnie - odpowiedział, a ja udałam się do wcześniej zauważonej wolnej ławki.


~*~
Mam super wiadomość! 
1.Mój kochany brat załatwił mi ładowarkę i mam czynnego laptopa!
2. Przy komentowaniu nie ma już weryfikacji obrazkowej!
3. Kolejny nie wiem kiedy, ale na pewno nic nie napiszę już dzisiaj ponieważ muszę się uczyć na jutro, ponieważ mam jeden spr z matmy oraz dwie kartkówki z ang i gegry.
Komentujcie to pomaga!
Werka <3

środa, 30 października 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

 - Dzień dobry Alexis - przywitał się Paul, który stał w progu drzwi.
- Dzień dobry Paul, zapraszam do stołu - odpowiedziałam formalnie zalewając trzy kawy gorącą wodą.
- Dziękuję, nie musiałaś nic przygotowywać - powiedział z uśmiechem na ustach kiedy położyłam na stole trzy czarne filiżanki kawy.
- Wiem, ale wolę jak jestem czymś zajęta - rzuciłam z maleńkim uśmiechem siadając na jednym z sześciu krzeseł.
- Teraz masz mnie i Melanii, wiem że wolałabyś swoich rodziców, ale pamiętaj mimo, że są w niebie to i tak na zawsze będą w twoim sercu - próbował mnie pocieszyć, ale tak czy inaczej w moich oczach zabłysły łzy, ale nie pozwoliłam im opaść.
 Chwilę później dotarła do Nas ciotka, która przywitała się z nami i szybko zjadła śniadanie, a dwie minuty później uciekła do pracy. Po trzydziestu minutach zostałam sama wcześniej dostając klucze tak abym mogła gdzieś wyjść. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam umyć naczynia, które po jakimś czasie odłożyłam na swoje miejsce. Wiem, że mamy tutaj zmywarkę, ale wolałam zrobić to wszystko sama, tak żeby minął mi szybciej czas. Po skończeniu tej czynność udałam się na górę, aby się rozpakować. Kiedy zakończyłam układanie ostatniej rzeczy, która znalazła się w brązowej walizce postanowiłam się napić zimnej wody, która obecnie znajdowała się w szklance na biurku koło mnie. Pijąc zauważyłam, że jest dopiero godzina 11:30. Nie wiedząc co ze sobą począć postanawiam udać się na spacer. Wychodząc z willi zamykam drzwi na klucz, a następnie udaję się na lewo.  Przechodząc przez prawie puste chodniki dotarłam do centrum Londynu. Odczuwając głód postanowiłam udać się do najbliższej knajpki, aby się najeść. Rozglądając się zauważyłam na końcu ulicy włoską restaurację, do której właśnie zmierzam. Zatrzymując się przed drzwiami popatrzyłam jeszcze raz na szyld, na którym wisiało logo restauracji. Otwierając drzwi usłyszałam dźwięk dzwoneczków, które oznajmiały ludziom obecnym o nowym gościu w knajpce. Rozglądając się po całym wystroju można zauważyć, że dominuje tutaj kolor czerwony. Znajdując wolny stolik w koncie postanowiłam przy nim usiąść. 
 - W czym mogę pomóc - ledwo co zasiadam, a kelnerka zjawia się przy mnie.
- Emm, poproszę wodę mineralną oraz spaghetti z sosem meksykańskim - odpowiadam spoglądając raz na dziewczynę, a raz na menu.
- Gazowaną czy niegazowaną? - pyta blondynka.
- Niegazowaną poproszę - mruczę przyglądając jej się uważnie kiedy zapisuje moje zamówienie.
- Dobrze, za 10 minut jedzenie będzie gotowe - rzuca na koniec i rusza w stronę baru. 
  Po chwili dziewczyna wraca i podaje mi szklankę wody z kostkami lodu. Nawet nie wiem kiedy, a jedzenie stoi przede mną. Dziękuję, a następnie zabieram się za jedzenie przepięknie wyglądającej potrawy. Nie powiem, wyglądem zachęca, ale smak jest obłędny. Jeszcze nigdy nie jadłam tak dobrego jedzenia, nawet mój tata nie robił tak dobrego spaghetti. U mnie w domu, tym prawdziwym domu jedzenie robił tata, ponieważ moja mama nawet najprostszego dania nie potrafiła zrobić. Ile razy to spaliła jajecznicę albo przesoliła ryż. W większości potraw nauczył mi ojciec, ale również moi dziadkowie ze strony taty. To oni pokazali mi jak się robi pierogi, bigos czy też kluski śląskie, ale także pokazali mi kuchnię hiszpańską. Mój ojciec jest, a raczej był w połowie Hiszpanem oraz Polakiem, jego matka jest rodowitą hiszpanką. Przez całe swoje życie mieszkałam w Madrycie, wiele razy byłam na meczach klubu piłkarskiego Fc Barcelony, wiele razy oglądałam bramki najlepszych według mnie jak i wielu innych osób piłkarzy tego klubu. Kilkadziesiąt razy grałam z nimi dla zabawy. Mój ojciec był najlepszym przyjacielem trenera Tito Vilanovy*. To on był dla mnie jak drugi ojciec, opiekował się mną kiedy mój prawdziwy nie mógł. Moi rodzice często jeździli w delegacje, ale zawsze byli przy mnie, jak nie ciałem to sercem.
 Nawet nie wiem kiedy, a mój talerz został opróżniony, a mój brzuch napełniony. Dopijając do końca wodę, zawołałam kelnerkę, która dała mi rachunek. Płacąc jej 30 funtami, choć posiłek nie kosztuje nawet połowy pieniędzy, które daję jej z uśmiechem na ustach, nie małym lecz szerokim.
 - Zaczekaj wydam Ci resztę - mówi widząc mnie podnoszącą się. 
- Nie trzeba, zatrzymaj - odpowiadam kierując się do drzwi.
- Dziękuję! - krzyczy kiedy otwieram drzwi.
- Nie ma za co - odkrzykuję wychodząc na dwór. 

 Po dwóch godzinach spaceru postanawiam udać się do domu, niestety przy mojej orientacji w terenie kiepsko mi to idzie i po kilku minutach znajduję się w zupełnie innej części Londynu. Wyjmuję z kieszeni telefon, ale zaraz sobie przypominam, że nie mam numeru do Melanii ani do Paul'a. Nie wiedząc co ze sobą zrobić podchodzę do starszej pani i pytam się jak dojść na moją ulicę, ale niestety nie wiele mi pomaga. Z jej wskazówkami dochodzę jedynie pod Big Bena. Załamana, ponieważ zegar wskazuje już godzinę 21:30, a na dworze robi się coraz zimniej. Pocierając swoje ramiona pytam się kolejnej osoby, która kieruje mnie pod włoską knajpkę, w której jadłam dzisiaj obiad. Mniej więcej mam już świadomość gdzie powinnam się teraz udać. W drodze do domu zauważam park, który znajduje się kilka minut drogi od willi. Dziesięć minut później docieram na miejsce, wchodząc do budynku wita mnie uśmiechnięta Melanii, która pyta mi się jak spędziłam dzisiejszy dzień.
 - Rozpakowałam się, a następnie udałam się na miasto, ale w międzyczasie się zgubiłam i dopiero 30-minut temu odnalazłam drogę powrotną - odpowiadam uciekając do swojego pokoju.
- Nie zjesz z nami kolacji? - pyta się próbując mnie zatrzymać.
- Nie dzięki - krzyczę przez balustradę i wchodzę na drugie piętro.
~*~
Tito Vilanovy* - prawdziwy trener Barcy od 2012 roku, wcześniej pełnił przez 5 lat funkcję asystenta trenera Pepe Guardioli'ego. W tym roku zakończył on swoją funkcję. 
Rozdział kolejny nie wiem kiedy, ponieważ mam rozwaloną ładowarkę do laptopa i dopiero kupię ją 7.11,  a komputer jest nom stop zajęty więc nici z tego. 
Pozdrowienia dla Kama^^ jednej z czytelniczek, która jest ze mną od dawna i to nie tylko na tym blogu. :)
Komentujcie to pomaga w pisaniu! 
Werka <3