środa, 30 października 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

 - Dzień dobry Alexis - przywitał się Paul, który stał w progu drzwi.
- Dzień dobry Paul, zapraszam do stołu - odpowiedziałam formalnie zalewając trzy kawy gorącą wodą.
- Dziękuję, nie musiałaś nic przygotowywać - powiedział z uśmiechem na ustach kiedy położyłam na stole trzy czarne filiżanki kawy.
- Wiem, ale wolę jak jestem czymś zajęta - rzuciłam z maleńkim uśmiechem siadając na jednym z sześciu krzeseł.
- Teraz masz mnie i Melanii, wiem że wolałabyś swoich rodziców, ale pamiętaj mimo, że są w niebie to i tak na zawsze będą w twoim sercu - próbował mnie pocieszyć, ale tak czy inaczej w moich oczach zabłysły łzy, ale nie pozwoliłam im opaść.
 Chwilę później dotarła do Nas ciotka, która przywitała się z nami i szybko zjadła śniadanie, a dwie minuty później uciekła do pracy. Po trzydziestu minutach zostałam sama wcześniej dostając klucze tak abym mogła gdzieś wyjść. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam umyć naczynia, które po jakimś czasie odłożyłam na swoje miejsce. Wiem, że mamy tutaj zmywarkę, ale wolałam zrobić to wszystko sama, tak żeby minął mi szybciej czas. Po skończeniu tej czynność udałam się na górę, aby się rozpakować. Kiedy zakończyłam układanie ostatniej rzeczy, która znalazła się w brązowej walizce postanowiłam się napić zimnej wody, która obecnie znajdowała się w szklance na biurku koło mnie. Pijąc zauważyłam, że jest dopiero godzina 11:30. Nie wiedząc co ze sobą począć postanawiam udać się na spacer. Wychodząc z willi zamykam drzwi na klucz, a następnie udaję się na lewo.  Przechodząc przez prawie puste chodniki dotarłam do centrum Londynu. Odczuwając głód postanowiłam udać się do najbliższej knajpki, aby się najeść. Rozglądając się zauważyłam na końcu ulicy włoską restaurację, do której właśnie zmierzam. Zatrzymując się przed drzwiami popatrzyłam jeszcze raz na szyld, na którym wisiało logo restauracji. Otwierając drzwi usłyszałam dźwięk dzwoneczków, które oznajmiały ludziom obecnym o nowym gościu w knajpce. Rozglądając się po całym wystroju można zauważyć, że dominuje tutaj kolor czerwony. Znajdując wolny stolik w koncie postanowiłam przy nim usiąść. 
 - W czym mogę pomóc - ledwo co zasiadam, a kelnerka zjawia się przy mnie.
- Emm, poproszę wodę mineralną oraz spaghetti z sosem meksykańskim - odpowiadam spoglądając raz na dziewczynę, a raz na menu.
- Gazowaną czy niegazowaną? - pyta blondynka.
- Niegazowaną poproszę - mruczę przyglądając jej się uważnie kiedy zapisuje moje zamówienie.
- Dobrze, za 10 minut jedzenie będzie gotowe - rzuca na koniec i rusza w stronę baru. 
  Po chwili dziewczyna wraca i podaje mi szklankę wody z kostkami lodu. Nawet nie wiem kiedy, a jedzenie stoi przede mną. Dziękuję, a następnie zabieram się za jedzenie przepięknie wyglądającej potrawy. Nie powiem, wyglądem zachęca, ale smak jest obłędny. Jeszcze nigdy nie jadłam tak dobrego jedzenia, nawet mój tata nie robił tak dobrego spaghetti. U mnie w domu, tym prawdziwym domu jedzenie robił tata, ponieważ moja mama nawet najprostszego dania nie potrafiła zrobić. Ile razy to spaliła jajecznicę albo przesoliła ryż. W większości potraw nauczył mi ojciec, ale również moi dziadkowie ze strony taty. To oni pokazali mi jak się robi pierogi, bigos czy też kluski śląskie, ale także pokazali mi kuchnię hiszpańską. Mój ojciec jest, a raczej był w połowie Hiszpanem oraz Polakiem, jego matka jest rodowitą hiszpanką. Przez całe swoje życie mieszkałam w Madrycie, wiele razy byłam na meczach klubu piłkarskiego Fc Barcelony, wiele razy oglądałam bramki najlepszych według mnie jak i wielu innych osób piłkarzy tego klubu. Kilkadziesiąt razy grałam z nimi dla zabawy. Mój ojciec był najlepszym przyjacielem trenera Tito Vilanovy*. To on był dla mnie jak drugi ojciec, opiekował się mną kiedy mój prawdziwy nie mógł. Moi rodzice często jeździli w delegacje, ale zawsze byli przy mnie, jak nie ciałem to sercem.
 Nawet nie wiem kiedy, a mój talerz został opróżniony, a mój brzuch napełniony. Dopijając do końca wodę, zawołałam kelnerkę, która dała mi rachunek. Płacąc jej 30 funtami, choć posiłek nie kosztuje nawet połowy pieniędzy, które daję jej z uśmiechem na ustach, nie małym lecz szerokim.
 - Zaczekaj wydam Ci resztę - mówi widząc mnie podnoszącą się. 
- Nie trzeba, zatrzymaj - odpowiadam kierując się do drzwi.
- Dziękuję! - krzyczy kiedy otwieram drzwi.
- Nie ma za co - odkrzykuję wychodząc na dwór. 

 Po dwóch godzinach spaceru postanawiam udać się do domu, niestety przy mojej orientacji w terenie kiepsko mi to idzie i po kilku minutach znajduję się w zupełnie innej części Londynu. Wyjmuję z kieszeni telefon, ale zaraz sobie przypominam, że nie mam numeru do Melanii ani do Paul'a. Nie wiedząc co ze sobą zrobić podchodzę do starszej pani i pytam się jak dojść na moją ulicę, ale niestety nie wiele mi pomaga. Z jej wskazówkami dochodzę jedynie pod Big Bena. Załamana, ponieważ zegar wskazuje już godzinę 21:30, a na dworze robi się coraz zimniej. Pocierając swoje ramiona pytam się kolejnej osoby, która kieruje mnie pod włoską knajpkę, w której jadłam dzisiaj obiad. Mniej więcej mam już świadomość gdzie powinnam się teraz udać. W drodze do domu zauważam park, który znajduje się kilka minut drogi od willi. Dziesięć minut później docieram na miejsce, wchodząc do budynku wita mnie uśmiechnięta Melanii, która pyta mi się jak spędziłam dzisiejszy dzień.
 - Rozpakowałam się, a następnie udałam się na miasto, ale w międzyczasie się zgubiłam i dopiero 30-minut temu odnalazłam drogę powrotną - odpowiadam uciekając do swojego pokoju.
- Nie zjesz z nami kolacji? - pyta się próbując mnie zatrzymać.
- Nie dzięki - krzyczę przez balustradę i wchodzę na drugie piętro.
~*~
Tito Vilanovy* - prawdziwy trener Barcy od 2012 roku, wcześniej pełnił przez 5 lat funkcję asystenta trenera Pepe Guardioli'ego. W tym roku zakończył on swoją funkcję. 
Rozdział kolejny nie wiem kiedy, ponieważ mam rozwaloną ładowarkę do laptopa i dopiero kupię ją 7.11,  a komputer jest nom stop zajęty więc nici z tego. 
Pozdrowienia dla Kama^^ jednej z czytelniczek, która jest ze mną od dawna i to nie tylko na tym blogu. :)
Komentujcie to pomaga w pisaniu! 
Werka <3

piątek, 25 października 2013

Rozdział 2

Rozdział 2

  Nie spiesząc się podchodzę do wysokiego mężczyzny, który wygląda na góra 35 lat.
 - Tak? - pyta patrząc na mnie kiedy zatrzymuję się przed nim. 
- Trzyma Pan tabliczkę z moim imieniem - odpowiadam uważnie patrząc na zmieniający się wyraz jego twarzy.
- Alexis Shay? Miło mi Paul Higgins narzeczony Twojej ciotki, a pro po Melanii nie wiesz może gdzie ona jest? - pyta przedstawiając mi się. 
- Miło mi, niestety nie wiem, przed chwilą ją zgubiłam z oczu - odpowiadam niewzruszona.
 Nie słuchając Go dalej usiadłam na jednej z trzech walizek, grzebiąc w torbie podręcznej nawet nie zauważyłam jak przyszła do Nas ciotka.
 - Alex możemy już iść - z szukania słuchawek wyrwał mnie głos Melanii, która nie powiem wystraszyła mnie trochę. 
- Tak? - zapytałam zaprzestając wykonywania czynności, aby spojrzeć na Nią. 
- Choć zbieramy się, Paul zabierze od Ciebie dwie walizki - powiedziała, na co podniosłam swój tyłek i stanęłam na równe nogi.
- Dobrze - odpowiedziałam tylko, podając mężczyźnie dwie torby, a następnie zgarnęłam kolejne dwie w tym podręczną i ruszyliśmy do wyjścia.
 Podążając za Paul'em doszliśmy do czarnego błyszczącego Range Rover'a, mężczyzna na moment puścił rączki moich walizek, po to by pilotem od samochodu otworzyć drzwi i bagażnik. Pakując torby postanowiłam usiąść z tyłu auta. Chwilę później para weszła do samochodu i ruszyliśmy. Opierając się o oparcie fotela podziwiałam widoki Londynu za okna. Po półtorej godzinie dojechaliśmy na miejsce, średniej wielkości willa ukazała mi się. Nie powiem piękna jest
 Ale piękny dom to nie wszystko, nie ma tu ze mną najważniejszych osób i już nigdy ich nie będzie. Pozostaną już tylko w moim sercu, wspomnieniach i na zdjęciach.
 - I jak Ci się podoba? - głos Melanii przerwał moją obserwację.
- Jest piękny - odpowiedziałam patrząc na Nią.
- Wejdźmy może do środka - zaproponował Paul, trzymając już rączki walizek.
- Dobrze - odpowiedziałam biorąc resztę i ruszyliśmy do środka.
 Wraz z otwarciem drzwi ukazał się śliczny salon w ciepłych kolorach zagospodarowany wraz z jadalnią, obok znajduje się kuchnia ogrodzona zwykłą ścianką oraz z tego co się dowiedziałam to toaleta dla gości. Głównym elementem jaki znajduje się w salonie są schody, które kierują nas na pierwsze oraz drugie piętro. Na piętrze ogółem są cztery sypialnie, w tym jedna tylko zajęta przez parę, a reszta jest dla ich gości. W ich sypialni znajduje się jedna z dwóch łazienek na tym piętrze, ogólnie druga jest na korytarzu tak, aby goście mogli z niej korzystać.






  Idąc z walizkami zaraz za Paulem zwiedziliśmy w sumie to sam korytarz. Wchodząc na drugie piętro mężczyzna postanowił zostawić mnie samą, abym mogła zobaczyć swój własny nowy pokój. Otwierając drzwi uprzednio puszczając rączki walizek ukazuje mi się śliczny widok. W pierwszym pomieszczeniu jakie znajduje się na poddaszu jest siedlisko z kanapy tuż pod okrągłym oknem. Po prawej stronie od okna, tuż w rogu znajduje się brązowa gitara, a w drugim rogu pufa. Na środku pokoju został wyłożony dywan. Po obu stronach pokoju stoją komody, ale po lewej jeszcze dodatkowo jest większe okno poprowadzone po dachu willi.


 Tuż po prawej stronie znajduje się pomieszczenie inaczej zwane sypialnią. W tym oto pokoju obok drzwi wejściowych stoi krzesło, a po jego lewej stronie znajduje się kolejna komoda z lustrem stojącym na niej (piszę tak jak się wchodzi przez tą framugę, czyli wszystko po drugiej stronie). Pod środkową ścianą stoi dwuosobowe łóżko, które tylko kusi aby na nim się położyć. Tuż pod nim leży średniego rozmiaru dywan. Na wprost łóżka znajduje się dużej wielkości okno z widokiem na ogród, w którym jak się okazało jest basen.
 Na przeciwko drzwi wejściowych znajdują się dwie pary, jedne z nich prowadzą do nie za dużej łazienki. Tam na przeciwko wejścia stoi duża wanna, a nad nią znajduje się okno, po lewej stronie stoi już czwarta komoda jak na razie, a na niej postawione są dwie umywalki. Natomiast po prawej stronie znajduje się prysznic, muszla klozetowa oraz pralka. Ogółem wszystkie pomieszczenia na poddaszu są w kolorze białym z lekkim brązowym akcentem. Nie powiem spodobało mi się to.
 Wychodząc z tego pomieszczenia postanawiam sprawdzić co znajduje się za drugimi drzwiami. Naciskając klamkę moim oczom ukazuje się przestronna garderoba, wyłożona już markowymi ciuchami, takimi jak Chanel, Gucci, Victoria Secret, Louis Vuitton, Versace oraz wiele innych. Szczerze zdziwiło jak i ucieszyło mnie to, niby dopiero teraz się poznaliśmy, a zrobili tyle dobrego dla mnie. 
 Pierwsza część ^
Druga część ^

 Ciągnąc walizki do garderoby postanawiam na razie wziąć tylko szybki prysznic. Zabierając kosmetyczkę, ręczniki, bieliznę oraz zwykłe czarne krótki spodenki materiałowe i biały sweterek z wełny. Wchodząc do łazienki zabrane rzeczy odłożyłam na komodę, a następnie się rozebrałam i wrzuciłam je do kosza na pranie. Zabierając z kosmetyczki szampon oraz żel udałam się pod prysznic, gdzie odłożyłam na małą wnękę w ścianie kosmetyki. Odkręcając kurek z zimą wodą relaksowałam się co po chwila obmywając swoje ciało. Chwilę później czysta i pachnąca kokosami wyszłam z pod prysznica, a następnie opatuliłam ciało jednym ręcznikiem, a drugim zawinęłam włosy w tak zwanego turbana. Po wytarciu swojego ciała do sucha posmarowałam je balsamem, a następnie ubrałam bieliznę i ciuchy. Nadal mając na głowie turban postanowiłam twarz posmarować kremem, a później wyszłam z łazienki pozostawiając porządek. Wychodząc również z pokoju postanowiłam zejść na sam parter, gdzie chwilę później udałam się do kuchni w celu przygotowania sobie jedzenia. Zaglądając do lodówki postanowiłam zrobić dosyć łatwe naleśniki. Po przygotowaniu ciasta, z jednej z szafek wyciągnęłam patelnie, na nią wlałam trochę oleju i smażąc podrzucałam co jakiś czas naleśnika. Gdy już wszystkie miałam zrobione postanowiłam je udekorować kilkoma składnikami takimi jak nutella, bita śmietana, owoce i posypkę. Kładąc przyszykowane jedzenie na stół zauważyłam, że od dłuższego czasu przygląda mi się pewna osoba.

~*~
Jest  w i drugi!
Dzisiaj dłuższy tylko i ze względu na zamieszczone zdjęcia w rozdziale.
Komentujcie!
Werka <3

środa, 23 października 2013

Rozdział 1

Rozdział 1


 W głowie nadal odbijały mi się słowa komisarza Nowak'a, który przekazał mi tak straszną wiadomość. Mimo, że minęły już pięć dni od ich śmierci oraz jeden dzień od pogrzebu, na którym byłam z moją ciotką, babciami oraz resztą rodziny. Nikt z moich w sumie już byłych przyjaciół do mnie nie zadzwonił nawet nie napisał głupiego esemesa. 
 Znowu to zrobiłam, znowu się pocięłam. Kolejne rozcięcia, które zamazują ból psychiczny powstają. Już mam ich cztery, może to nie dużo, ale ja dopiero zaczynam. Nie wbijam żyletki głęboko, coś mnie powstrzymuję. Na moim nadgarstku są na pół centymetra głębokości oraz 3-4 centymetrowe długości ślady. Ból fizyczny nie jest tak wielki jak można byłoby sobie wyobrazić. Przez te cztery dni chodzę cały czas w bandażu, który jest przykryty ubraniami z długimi rękawami, tak aby ciotka ich nie zauważyła.
 A pro po ciotki, przyleciała trzy dni temu, obecnie zajmuje pokój gościnny. Wczoraj oznajmiła mi, że do końca tygodnia się stąd wyprowadzę. Na całe szczęście nie chce sprzedać domku. Niestety jest mały problem ponieważ nie będę już mieszkała w słonecznej tętniącej życiem Hiszpanii, lecz w szarym i ponurym jak teraz moje życie Wielkiej Brytanii, a dokładnie w jej centrum, w Londynie. Na całe szczęście z tego co usłyszałam będziemy mieszkać w piętrowej willi na obrzeżach tego miasta z jej narzeczonym, którego dość często nie ma.
 - Alex - głos cioci rozniósł się po całym domu, który nie był za duży, zwyczajny piętrowy budynek z trzema sypialniami i dwiema łazienkami oraz nie za dużym salonikiem w połączeniem z nowoczesną kuchnią. 
- Tak? - zapytałam wychylając głowę z mojej sypialni.
- Za 30 minut będzie kolacja, ale to nie o to mi chodzi. Powiedz mi jedno, zaczęłaś już się pakować? - zapytała stojąc na najwyższym stopniu dębowych schodów.
- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałam niewzruszona.
- Alexis jutro wyjeżdżamy, a ty nie jesteś w ogóle spakowana? - pyta z nie do wierzeniem. 
- W ogóle - potwierdzam wywracając oczami.
- Do jutrzejszego rana masz być spakowana i nie jeśli nie zdążysz to one tutaj zostają, a teraz marsz się pakować! Zrozumiano?
- Tak - powiedziałam poirytowana, a następnie odwróciłam się do niej plecami i zamknęłam drzwi do sypialni.
 Zła na wszystko podeszłam do jednej ze ścian, na której znajdowały się wspomnienia w postaci zdjęć.
 Pamiętam jak razem z przyjaciółmi przyklejałam je, tyle wspaniałych jak i złych wspomnień. No nic to już koniec, czas się pakować. Z pod łóżka wyjęłam kilka walizek, otworzyłam je, a następnie podeszłam do szafy, którą zwinnym ruchem otworzyłam. Z półek powyciągałam kupkami ciuchy, które chwilę później znalazły się w walizkach.
 - Skończyłam - wyszeptałam zmęczona siadając na podłogę, głowę oparłam o łóżko, a nogi rozprostowałam.
 Delikatnie przechyliłam głowę spoglądając na zegar wiszący na ścianie sprawdzając, która jest godzina.
- Kurwa - mruknęłam zauważając, że zaraz wybije 4:30.
 Zmęczona zgasiłam światło, a następnie rozebrałam się do bielizny po czym ułożyłam się na łóżku pod ciepłą pościelą. Nawet nie mając siły rozmyślać odpłynęłam do krainy morfeusza.

 Brynnnnn! Brynnnnnnn!
 Z błogiego stanu jakim jest sen obudził mnie budzik w telefonie, który ustawiłam wczorajszego wieczora. Nie otwierając oczu ręką odnalazłam ten cholerny aparat, aby wyłączyć budzik zanim włączy się drzemka. Nadal mając zamknięte oczy, delikatnie rozciągnęłam się, a następnie wyciągnęłam nogi i położyłam je na zimnych panelach. Wstałam otwierając oczy, odnalazłam wzrokiem uszykowane w nocy ubranie, które miałam dzisiaj założyć. Podchodząc do krzesła zgarnęłam po drodze kosmetyczkę, a później trzymając w ręce jeszcze ubrania ruszyłam do łazienki. Będąc w pomieszczeniu od razu udałam się pod prysznic.

 Wchodząc na płytę lotniska rozejrzałam się w okół w poszukiwaniu mojej ciotki, którą przez drogę zgubiłam. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam udać się w kierunku wyjścia, przy którym możliwe, że znajdę poszukiwaną mi osobę. Chwilę później zauważyłam mężczyznę, który trzymał kartkę z napisem Alison Thinker & Alexis Shay. 

~*~
Pierwszy! 
Mam nadzieję, że Wam się podoba :) Komentujcie!
Werka :***

wtorek, 22 października 2013

Prolog

Prolog

 - Widziałam ich, całowali się - mówiłam płacząc - Kochałam Go! - wykrzyczałam, robiąc jedną kreskę - A on mnie zostawił, odszedł do niej - szepnęłam cicho czym powtórzyłam czynność - do mojej pseudo przyjaciółki! - wykrzyknęłam jeszcze raz, ale tym razem rzuciłam żyletką w dal.
 Wstałam, spojrzałam w lustro, a następnie rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Zimna woda delikatnie koiła moje ciało, w raz z nią spływała krew. Moja krew.

 Ubrana w szeroki z długimi rękawami kremowy sweter, który sięgał mi do połowy ud oraz czystą bieliznę, podciągnęłam zwinnym ruchem lewy rękaw. Patrząc na bandaż, poczułam ból jaki towarzyszył mi kiedy ich ujrzałam. Nie chcąc o tym myśleć zeszłam na dół, a kilka sekund później rozdzwonił się telefon domowy. Zdziwiona, ponieważ nikt nigdy na niego nie dzwonił, podeszłam i podniosłam słuchawkę.
 - Tak? - zapytałam.
- Dzień dobry - przywitał się mężczyzna. - Dodzwoniłem się może do domu państwa Shay?
- Dzień dobry. Tak - odpowiedziałam zmartwiona.
- Tutaj komisarz Nowak, przykro mi, ale Twoi rodzice nie żyją, powiadomiliśmy już siostrę Pani matki, przyleci jak najszybciej. Jeszcze raz przykro mi. Do widzenia.


~*~

Mamy prolog!
Zaraz zajmę się bohaterami :**
Werka

Zwiastun

Hejj!
Witam Was na moim kolejnym blogu!
Na samym początku dodaję zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=ykwcSOURcyw
Już niedługo dodam bohaterów oraz prolog!
Buziaki :***
Werka <3